GENEZA

SKĄD SIĘ WZIĘŁA NAZWA "POWSINOGA" ?

Etymologia nazwy "Powsinoga" wywodzi się z angielskiego jej odpowiednika "Gadabout"

- someone who restlessly moves from place to place seeking amusement or the companionship of others 
tłumaczenie: osoba niespokojnie przemieszczająca się w poszukiwaniu rozrywki czy towarzystwa

a restless seeker after amusement or social companionship 
tłumaczenie: niespokojny poszukiwacz zabawy lub towarzystwa społecznego

Jesteśmy zatem do usług aby te poszukiwania zakończyć pełnym sukcesem. 

Ludzie wciąż pytają, śmieją się, dziwią… Niekrótko o tym jak na tym świecie została wymyślona Powsinoga i jaki z tym kłopot...

Domena powsinoga.com funkcjonuje bodaj od 2005 roku, stąd też nawarstwiają się pytania, podobne do tego tytułowego, zostawione aż do dziś bez odpowiedzi.  Kilka lat temu, jak rozpoczynałem biznes, zastanawiałem się nad wyborem nazwy firmy. Wtedy byłem dziennikarzem i wdrożyłem (bez sukcesu) coś takiego jak Dobra Strona. Ani mnie zawód pismaka nie przekonał do siebie a i nazwa była do bani. Wbrew pozorom nikt jej nie mógł zapamiętać.

Całe szczęście równolegle chciałem prowadzić bloga (albo przynajmniej zobaczyć jak to się robi) i w tym celu szukałem odpowiedniej domeny, która zarówno nie będzie zawierać polskich znaków jak i będzie odzwierciedlać moje niespokojne usposobienie. Powstała witryna oparta o silnik Word Press i tak sobie wisiała w sieci. Aż do momentu, gdy pewna znana dziennikarka o pseudonimie Hulajnoga dała mi do zrozumienia, bym się ogarnął i może  nazwę firmy z Dobrej Strony na Powsinogę zmienił. To był strzał w przysłowiową 10.

Zdjęcie zostało wykonane w roku 2007 w świetlicy pracowniczej dawnego Państwowego Ośrodka Maszynowego w Przybranowie (obecnie PHU Polo), gdzie ręcznie składano auta marki Żuk i gdzie m.in. stacjonowała ekipa naprawiająca kombajny zbożowe w trakcie żniw. 

Dałem sobie spokój z reprezentowaniem czwartej władzy i zacząłem grzęznąć w jeszcze ciekawszym środowisku, jakim jest branża muzyczna… Co do dziennikarstwa – przeszedłem na drugą stronę. Ruszyłem na dobre. Dodatkowym wsparciem był profil na MySpace, które akurat założyło na chwilę w Krakowie swoje polskie przedstawicielstwo. Dane mi było być jednym z pierwszych, który brał udział w ich szeroko zakrojonej akcji marketingowej połączonej z promocją limitowanej edycji krążka beskidzkiej grupy Czerwie pt. Otwarta Sztuka Dla Ludu. Z tej okazji popełniliśmy zupełnie wiejski pseudoklip - muzyka do tekstu Marii Konopnikciej pt."Słoneczko". O dziwo to chwyciło i dzięki czemu zjechaliśmy razem pół kraju grając koncerty po mniejszych i większych wsiach i miastach :-) [materiał zobacz tutaj]

Aktywny udział w  innych serwisach społecznościowych jednak przysporzył mi niepotrzebnego, acz lekko napełniającego pychą, rozgłosu. W ciągu jakiś 18 miesięcy otrzymałem od kapel z całego świata ok. 150 zapytań, czy nie byłbym ich menedżerem czy chociaż przedstawicielem. Były zespoły z takich krajów jak Brazylia, Wielka Brytania czy Rosja (Syberia). Po pewnym czasie przestałem im nawet odpisywać. Mam jedną, odtąd wyrobioną zasadę – nic na odległość w tej materii i nie z obcymi ludźmi!

Zdarzało się, że jak się przedstawiłem, to w słuchawce zamiast odpowiedzi, odbrzmiewała szczerym śmiechem jakaś pani, za co byłem przepraszany. W sekretariatach różnych instytucji kultury często wymiękano po usłyszeniu hasła „powsinoga”. Miłe pani przyznawały się bez bicia, że to słowo im poprawiło humor, jak nigdy. Nie ukrywam, że mi również. Tak zdobywałem sobie sympatię i przestawałem być anonimowym kontrahentem :-)

Kiedyś też miałem zlecenia – do napisania teksty na strony internetowe. Nawiasem mówiąc, nie wiem czemu sobie wbiłem do głowy pozycjonowanie hasła „copywriter toruń”. Z reguły to byli klienci w postaci małżeństw, a to polsko-kazaskie, to czilijsko-polskie, polsko-holenderskie czy nawet hiszpańsko-polskie… Mówili, że nazwa ich rozkładała na łopatki a część z nich myślała wcześniej, że to biuro turystyczne. Tak czy siak były to raczej miny przeciwpiechotne na drodze do mojej kariery. Z jednej strony klient z reguły nie wiedział sam czego chce a ja nie potrafiłem zareklamować „obcokrajowcom” polskich znaków. Koniec końców zrezygnowałem z tego pozostając przy symbolicznym sukcesie jakim było wymyślenie samej nazwy dla Powsinogi ;-)